Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
White była zadowolona z tego, iż udało się pozbyć tego Ghula. Jednakowoż radość nie trwała zbyt długo, gdyż po chwili zobaczyła powstały widok, w skutek jej strzału, co spowodowało opróżnienie zawartości żołądka, w postaci wymiocin. Klacz nadal nie przywykła do tak okropnego widoku, jaki zostawia po sobie broń, czemu nie można się dziwić. Całe życie spędziła w bezpiecznej stajni, która chroniła ją. Teraz jednak jest postawiona sama sobie, co nie do końca jej się podobało.

Staple po krótkim ogarnięciu się, postanowiła podejść do zabitego Ghula, a raczej klaczy którą związał. Wiedziała teraz doskonale, co ten Ghul miał zamiar zrobić ze związanym kucykiem płci pięknej. Nie podobało jej się to, gdyż było to zwykłe barbarzyństwo, ale tak już na tych całych pustkowiach jest.

- Czy... w-wszystko w porządku? - zapytała ostrożnie, trochę się jąkając. Nie była pewna, czy owa klacz nie doznała uszczerbku na zdrowi, który spowodował strzał, bądź odłamki z niego.
- Umowa stoi. - padło w końcu od nowego.

Nareszcie. Szkoda tylko że musiałam tak przepłacić.

- Interesy z panem to przyjemność. - powiedziała Blue lewitując teraz już jego rzeczy do sprzedawcy i podnosząc terminal.

Po średnio udanych zakupach ruszyła ona w kierunku jednego z wozów ze strony którego szedł Sharp. Zatrzymując się przy nim odezwała się do niego szeptem tak żeby nowy nie usłyszał.

- Sharpi, ten koleś mi się nie podoba, uważaj na niego. A przy okazji, jak masz zamiar z nim handlować, zrób go w jajo, trochę u niego przepłaciłam za ten terminal. - po czym ruszyła dalej w kierunku wozu. Dochodząc do niego jeszcze raz rzuciła okiem na obóz oznaczając nowego na wszelki wypadek zaklęciem śledzącym. Po czym wdrapała się na wóz.

Siadając w najdalszym rogu wozu, Blue zdjęła torby z pleców i postawiła je i terminal obok siebie. Otwierając torby wyciągnęła ona z nich dwie rzeczy, grzebień i nożyczki po czym trzymając je przed sobą siedziała tak przez chwile patrząc się na swój przypalony ogon.
[Obrazek: signature.php]
Nagły wystrzał całkowicie zaskoczył klacz na tyle, że prawie nie zauważyła lecących w stronę jej plota odłamków zgnilizny. Prawie jednak robi sporą różnicę. Gdyby nie była związana, pewnie natychmiast odskoczyłaby i strzepnęła resztki martwego już oprawcy. Ale z wiadomych przyczyn zrobić tego nie mogła. Obrzydlistwo... ja pieprzę, spytam się, czy ta ciemnogranatowa pożyczy mi mydła jak wrócę...

Chwilę potem usłyszała odgłos wymiotowania. Ktoś tu nie jest przyzwyczajony do takich widoków... Rain starała się dojrzeć, kto to taki. Osobą tą okazała się szarawa klacz z całkiem długą, białą grzywą. Ciekawostką okazał się fakt, że była tylko w ubraniu z jednej ze Stajni. To by wyjaśniało, czemu tak gwałtownie zareagowała. Pewnie niedawno opuściła swój dom. W duchu zaczęła dziękować niewiadomym siłom za ratunek w postaci tego kucyka. Nie brała nawet pod uwagę, że ktoś taki mógłby zwyczajnie chcieć pozbyć się konkurencji. Chyba, że ta klacz była zła do szpiku kości już w swoim dawnym domu.

Po niedługiej chwili wybawicielka nieco się uspokoiła i podeszła do niej. - Czy... w-wszystko w porządku? - zapytała, jakby bała się, że zaraz dostanie kopniaka albo ghul wstanie i się na nią rzuci.

- Oprócz tego, że zostałam uwalona resztkami nadgnitego mózgu ghula i prawie mnie zgwałcono, to tak, wszystko w porządku - odparła Rain. - Wielkie dzięki za ratunek. Tylko pytanko, mogłabyś mnie odwiązać, albo chociaż przeciąć te liny?
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
- Oprócz tego, że zostałam uwalona resztkami nadgnitego mózgu ghula i prawie mnie zgwałcono, to tak, wszystko w porządku. Wielkie dzięki za ratunek. Tylko pytanko, mogłabyś mnie odwiązać, albo chociaż przeciąć te liny? - usłyszała Staple, a następnie powoli pokiwała głową. Po chwili wyciągnęła ze swoich juków nóż bojowy, i powoli, aczkolwiek ostrożnie zabrała się za przecinanie liny. Na szczęście nie była ona jakaś wytrzymała, więc szybko puściła, przez co uwięziona klacz stała się wolna.

- Jesteś pierwszym kucykiem jakiego spotkałam na tych pustkowiach, i nie wydajesz się jakaś... zła. Może to tylko przez to, iż byłaś przed chwilą związana... Tak... to by wyjaśniało - powiedziała Staple. - A jeśli można wiedzieć, to... jakim cudem ten... to... coś cię złapało, no i dlaczego nie zjadło cię od razu? Spotkałam ich wiele, ale jeszcze żaden nie robił nic innego poza atakowaniem bez powodu - powiedziała, a następnie spojrzała na martwego ghula

(*1) - Wypadałoby go przeszukać - pomyślała, a następnie podeszła martwego ghula i zaczęła ostrożnie go przeszukiwać. Znalazła co najwyżej pistolet 9 mm. oraz jakieś nieprzydatne jej łachmany. (*1)



*1 - Asdam powiedział mi, co może posiadać ten Ghul.
Tylne nogi klaczy, które wcześniej przy pomocy liny były szeroko rozstawione, teraz znów były do dyspozycji swojej właścicielki, czego nie można było powiedzieć o przednich. Zostały one skute za pomocą czegoś, co teoretycznie miało służyć za jednorazowe kajdanki. Był to po prostu odpowiednio sklecony ze sobą złom, z dość prostym i prymitywnym mechanizmem zatrzaskowym.

Mechanizm ten nie miał miejsca na klucz, i z całą pewnością nie umożliwiał ponownego otwarcia „kajdanek.” Dwie metalowe obręcze były ze sobą połączone za pośrednictwem krótkiego, przerdzewiałego łańcucha, który to ledwo co umożliwiał stawianie miniaturowych kroczków.

Do tego wszystkiego dochodziła jeszcze kwestia rany postrzałowej. Rana nie krwawiła zbyt mocno i nie stanowiła zbyt dużego zagrożenia dla życia Rainfall. Ale postrzelone kolano znacząco ograniczało zdolności motoryczne klaczy. Solidna mikstura lecznicza, albo najlepiej dwie, z pewnością powinny załatwić sprawę.
Niebieska klacz początkowo się ucieszyła, oklapła jednak po chwili zauważając, że zostały jeszcze prowizoryczne kajdany. Nie wyglądały na takie, które da się otworzyć kluczem. Co więcej, wciąż doskwierała jej rana na przednim kopycie.

- Jesteś pierwszym kucykiem jakiego spotkałam na tych pustkowiach, i nie wydajesz się jakaś... zła. - Usłyszała Rain. - Może to tylko przez to, iż byłaś przed chwilą związana... Tak... to by wyjaśniało. A jeśli można wiedzieć, to... jakim cudem ten... to... coś cię złapało, no i dlaczego nie zjadło cię od razu? Spotkałam ich wiele, ale jeszcze żaden nie robił nic innego poza atakowaniem bez powodu. - dodała.

Rain westchnęła. - Po pierwsze, masz może jakąś miksturę? Nie za fajnie wygląda ta rana postrzałowa - powiedziała, kiwając głową w stronę kopyta owiniętego szmatą. - Po drugie, musisz znaleźć jakiś sposób na rozerwanie tych przeklętych kajdan. Chyba że chcesz się pośmiać, jak będę kroczkami tip-top szła do obozowiska oddalonego o blisko 600 metrów.

Po chwili klacz zaczęła odpowiadać na jej pytania. - Musiałaś mieć naprawdę mało szczęścia w świecie. Albo jesteś na pustkowiach naprawdę krótko. - odparła, a chwilę potem dodała, - w powojennej Equestrii jest sporo dobrych kuców, choć jeszcze więcej tych złych. Co do pierwszego pytania... ghul złapał mnie z prostego powodu: Mojej głupoty. Poszłam na zwiady bez żadnej broni, bo mój sprzęt został u mechaniczki. - odparła

- Co do drugiego pytania... sama nie wiem, jak to z nimi jest. Nie spotkałam za wiele świadomych ghuli, a ci, z którymi miałam do czynienia zazwyczaj woleli być cicho - odpowiedziała ciemnoniebieska klacz.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
- Coś tam pewnie mam - powiedziała Staple, a następnie ponownie zaczęła grzebać po swoich jukach. Bardzo cieszyła się z tego, iż jej Pip-Buck miał opcje segregacji wszystkich przedmiotów. Szybko schowała nóż, a następnie wyciągnęła rewolwer oraz miksturę leczniczą, którą położyła obok klaczy. Łańcuch kajdanek natomiast przestrzeliła, gdyż nie trudno zgadnąć, iż taka sklejka długo nie wytrzymałaby.

- A tak poza tym, to jestem na pustkowiach... nie więcej, niż Tydzień, więc trudno mi to wszystko zrozumieć. Przed chwilą również .. nazwałaś to co coś Ghulem... więc to tak się nazywa? Zawsze się zastanawiałam jak to nazywać, ale nie do końca wiedziałam jak - powiedziała spokojnie. - W sumie to miło spotkać kogoś, kto nie ma zamiaru cie zjeść, albo przerobić na obiekt do zabaw - powiedziała trochę niepewnie, przypominając sobie, co tu właśnie zaszło.

- Ty też jesteś sama? - zapytała szara klacz, a następnie podała Rainfall pistolet 9 mm, który wzięła od martwego ghula. - Mam nadzieję, iż nie pożałuje tej decyzji. Nie do końca wiem, czy dobrze sobie radzę, ale żyje, więc... jest chyba dobrze... tak?

- Kurcze... mam szczerą nadzieję, iż Ona nie strzeli do mnie z tego pistoletu. Fakt faktem z tego co widziałam, to kucyki z pustkowi są do tego zdolne - pomyślała, a następnie w razie czego upewniła się, iż w magazynku posiada naboje.
- Dzięki. - powiedziała dwukrotnie Rain. Raz, gdy klacz przestrzeliła jej kajdany, a drugi, gdy położyła obok niej miksturę leczniczą. Ciemnoniebieski kucyk odkorkował butelkę i wypił magiczny napój. Po chwili poczuła, jak cudowne uczucie rozchodzi się po ciele, a rana na nodze goi się.

- A tak poza tym, to jestem na pustkowiach... nie więcej, niż Tydzień, więc trudno mi to wszystko zrozumieć. Przed chwilą również .. nazwałaś to co coś Ghulem... więc to tak się nazywa? Zawsze się zastanawiałam jak to nazywać, ale nie do końca wiedziałam jak. - stwierdziła. Rain uznała, że nie ma sensu odpowiadać.

- W sumie to miło spotkać kogoś, kto nie ma zamiaru cie zjeść, albo przerobić na obiekt do zabaw. - dodała wybawicielka. Tu się zgodzę.

- Ty też jesteś sama? - spytała klacz. W tym momencie ciemnoniebieską napadły wątpliwości... zaraz potem rozwiane przez fakt, że tuż przed chwilą rzeczony kucyk uratował.

- Właściwie to nie jestem. Hej, jakbym była, to miałabym przy sobie broń. - zaśmiała się lekko. - Byłam pasażerem w pewnej karawanie, zaatakowanej przez bandytów jakiś czas temu. Kilku naszych przeżyło, bandyci wszyscy wybici do nogi. Teraz mamy tam przymusowy postój. Właściwie to mogłabyś do nas dołączyć, w grupie bezpieczniej - rzuciła od niechcenia, gdy nieznajoma podała jej pistolet. Zdziwiła się nieco, ale przypomniała sobie, że ta klacz nie ma pojęcia, czym strzelała Rain. - Mam nadzieję, iż nie pożałuje tej decyzji. Nie do końca wiem, czy dobrze sobie radzę, ale żyje, więc... jest chyba dobrze... tak? - spytała na koniec biała klacz.

- Nie żeby coś, ale z taką bronią nie radzę sobie najlepiej - odparła Rain. - Ale zawsze się przyda, dzięki. A co do twoich umiejętności... jeśli przeżyłaś pierwszy tydzień, to albo masz dużego farta i nieco umiejętności, albo ogromnego farta. - rzuciła.

- To jak będzie? Idziesz ze mną, czy wolisz dalej podróżować na własne kopyto, po czym prawdopodobnie zginiesz na pustkowiach i nawet padlinożercy nie będą zainteresowani twoim napromieniowanym ciałem?
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
- To jak będzie? Idziesz ze mną, czy wolisz dalej podróżować na własne kopyto, po czym prawdopodobnie zginiesz na pustkowiach i nawet padlinożercy nie będą zainteresowani twoim napromieniowanym ciałem? - usłyszała White. Nie trzeba było jej powtarzać tego dwa razy.

- Cóż... jeśli to nie będzie dla ciebie kłopot... - powiedziała, udając brak zainteresowania. Tak naprawdę cieszyła się jak głupia. Wizja bezpiecznego... w miarę miejsca, wydawała się dość ciekawa. Poza tym wspomniała coś o tym, iż nie jest sama, a jakieś rozumne towarzystwo przydałoby się jej.

- Chyba lepiej, jeśli zaryzykuję... taka okazja może się nie powtórzyć, a cóż... Ona ma racje. Za długo bym nie uciągnęła. Jestem sama i nie mam doświadczenia w walce, ani przetrwaniu, więc to tylko kwestia dni, a może nawet tygodnia. Zapas prowiantu również mi się kurczy, więc... powiedzmy sobie szczerze... nie mam nawet cienia szansy, na przeżycie - myślała klacz.
Łańcuch bez żadnych sprzeciwów rozdzielił parę złomowych bransolet, które jeszcze kilka sekund temu ograniczały przednie nogi Rainfall; przede wszystkim dlatego, że podobnie jak sam ghul, on też już miał swoje lata. Odgłos wystrzału, tak jak poprzednio, rozniósł się po całym otoczeniu.

Mikstura lecznicza zaczęła działać niemal natychmiast, wywołując skomplikowane procesy wymuszonej regeneracji. Chrząstki zostały częściowo odbudowane. Tak samo jak torebka stawowa, która na powrót wypełniła się płynem. Klacz mogła swobodnie poruszać swoja nogą, ale za cenę dość mocnego bólu podczas jej zginania w stawię.
Rainfall miała dość duże szczęście.

Mimo trafienia i ugrzęźnięcia w kolanie, pocisk nie spowodował zbyt dużych obrażeń. Sama rana niemal całkowicie przestała już krwawić. Jednak do pełni szczęścia, ciemnoniebieskiej przydała by się jeszcze jedna, a najlepiej dwie mikstury lecznicze. A przede wszystkim porcja szamponu Starweave.




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 10 gości