Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Star poszła po medyka i tyle jej było widać.

Rain czekała już jakiś czas. Smród dawał się we znaki, siodło jak zwykle ciążyło, a ciemnoniebieska wpatrywała się tępo w przestrzeń. Po chwili zerknęła na wciąż śpiącego ogiera; wyglądał, jakby i wybuch atomowy miał go nie zbudzić. Niby trup, tyle że oddychający. Pewnie działa na niego jakaś mocna magia albo medykamenty, nikt tak spokojnie nie śpi po bitwie, stwierdziła w myślach.

Czas nieco się dłużył, ale po chwili słychać było rozmowy tuż za płachtą. Rain uśmiechnęła się momentalnie, słysząc jednocześnie głos ogiera i klaczy. Chwilę potem weszła Star, która posłała jej dziwny uśmiech. Zastanawiając się, o co mogło chodzić, ciężkozbrojny kucyk prawie przegapił wejście medyka, który tylko kiwnął głową, a następnie zabrał się do pracy. I oczywiście nie mam nic do roboty. Jeśli ten koleś zacznie cwaniakować, to pewnie będę musiała mu obić mordę, bo się potworek nie rozgrzeje - pomyślała, patrząc na działania brązowego ogiera. Koniec końców pacjent był praktycznie bezbronny, ponadto miałby przeciwko sobie aż trzy kucyki, z czego jednego z najszybszą bronią palną na pustkowiach.
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Jednoróżka była ciemnogranatowa jak nigdy wcześniej, a może nawet jeszcze ciemniejsza. Oczywiście nie przefarbowała się ona w cudownie magiczny sposób, po prostu do dokoła panował półmrok. Sytuacja ta jednak uległą zmianie, kiedy Sharp przystąpił do wybudzania śpiącego smrodorożca. Całe wnętrze wozu zostało zalane blaskiem bijącym od rogu medyka. Star za nic nie mogła odgadnąć co się właśnie zaczęło dziać. Magia którą kształtował Jednorożec była dla niej nierozpoznawalna. Nie była nawet w stanie skojarzyć jej sobie z żadnym innym zaklęciem, lub chociaż przyrównać jej sygnaturę do czegokolwiek z czym się wcześniej spotkała. Po chwili naturalnie domyśliła się, że ów kuc zostanie wybudzony za pośrednictwem jakiegoś zaklęcia. Jednak nic poza tym nie było dane jej wiedzieć.

Starweave zastanawiał się czy nadzwyczajnie twardy sen poranionego bandyty, nie był i wyłącznie sprawką Sharpa. Na uwadze miała także to, że skro ów medyk z za sprawą magii, z taką łatwością mógł ocucić kucyka, to czy z taką samą łatwością przychodzi mu także ich usypianie, i to bynajmniej nie to „humanitarne” rzecz jasna. Na myśl w jaki sposób ogier mógł by to wykorzystać, Starweave przeszły ciarki po grzbiecie. ”Tak przygotowany kucyk staje się bardzo łatwym w sprzedaży, żywym towarem.”

Sharp zakończył czarowanie, po czym przez jakąś chwilę wpatrywał się w uśpionego ogiera. Przez kilka sekund nic się nie działo, a wszystkie trzy kucyki intensywnie wpatrywały się w bandytę, wyczekując w końcu jakiegoś efektu. Starweave jak zwykle najbardziej się niecierpliwiła, albo raczej denerwowała. Jednak na szczęście w półmroku nie było tego zbyt dobrze widać. W końcu pojawiły się pierwsze znaki aktywności połatanego ogiera, wraz z którymi Sharp wycofał się do tyłu, rzucając tym samym jednorożce pełen zrozumienia gest. Star zauważyła także, albo raczej wyczuła, że jego róg na powrót stał się magicznie aktywny. Tym razem zaklęcie było o wiele słabsze, a jego rozpoznanie było źrębieńcą sztuką. Star nawet udało się odnaleźć cel jego magii, co sprawiło, że klacz poczęła się jeszcze bardziej denerwować.

Starweave nie bardzo wiedziała co mogła by teraz zrobić. Nie była pewna czy powinna być łagodna i ciepła, czy może lepiej będzie jeżeli wywrze na byłym napastniku presję. Stresowanie pokrzywdzonego kucyka nie należało do rzeczy umówionej z medykiem, a tym bardziej do czegoś co by się Star podobało. Chociaż… Drżący na jej widok kucyk w jakiś paskudny sposób cieszył klacz w głębi duszy. To był taki rarytas… taka, rzadkość. Z tą drobną różnicą, że gdyby nie dwa uzbrojone, będące w pogotowiu kuce, prawdopodobnie o tego typu rarytasach nie było by nawet co rozmyślać.

Star upewniła się, że własny skórzany płaszcz, dobrze zakrywa jej SMG. Następnie aktywowała ona zaklęci światła, lecz wkładając w nie minimalną ilość energii, tak, że światło bijące z jej rogu, tylko w miara dobrze oświetlało jej własna twarz. Star miała nadzieję, że dzięki temu zabiegowi, poraniony jednorożec będzie miał większe szanse na skoncentrowanie się i wyłącznie na niej samej. Lewitowany rewolwer, oraz potworek Rainfall mógł okazać się dość mocno „dekoncentrujące.” Poza tym, klacz, na dobrą sprawę nie wiedziała czego miała się spodziewać. Próby ucieczki, obelg, bolesnego ugryzienia, napadów niekontrolowanej agresji? A może tej samej uległości co za pierwszym razem. Z jednej strony ta uległość byłą czymś, na co kucyki w karawanie w pełni sobie zasłużyły ratując jego zaśmierdziały zad. Z drugiej strony to była tylko Starweave, nie wiadomo czy potrafiła by to odpowiednio wykorzystać.

Klacz z rogiem w końcu podeszła jeszcze bliżej, stając tuż nad samym kucykiem, mając jego głowę tuż koło własnych kopyt. Przełknęła ślinę po czym, przybrała stanowczy wyraz pyszczka. – Jak się czujesz? – zapytała lekko chłodnym głosem.
Jednorożec, wciąż leżący na podłodze wozu, otworzył lekko oczy. Zamrugał gwałtownie, chcąc zyskać ostrość widzenia. Dopiero gdy ponownie otwarł oczy, zauważył, gdzie konkretnie jest i, że stoją nad nim dwa nieznane kucyki.
Kucyk poruszył wszystkimi czterema nogami, jakby chcąc się odsunąć od najbliżej stojącego obcego, jednakowoż nie powiodło to się - był za słaby, by odsunąć się chociaż na centymetr. Mógł tylko bezradnie poruszać nogami.
Mógł to też być efekt środków, którymi najwyraźniej go potraktowano.

Zarejestrował po drodze, że żyje, co wywołało wyraźną dezorientację, widoczną doskonale na jego twarzy. Spojrzał na tajemniczego kucyka najbliżej niego, z tego co widział klacz, gdy ta się odezwała.
- Jak się czujesz?
Z jej tonu głosu nie mógł wiele wywnioskować. Nie był wrogi, ale nie był też przyjacielski. Był chłodny, z zachowaniem dystansu. Kucyk najwyraźniej doszedł do wniosku, że nie należy kazać czekać rozmówcy, zwłaszcza w takiej sytuacji.

- Dobrze - jego głos był słaby, ale wyraźnie starał się, żeby był zrozumiały i słyszalny.
- G-gdzie jestem? - zapytał się, nie dając rozmówczyni szansy na zadanie kolejnego pytania. Rozejrzał się nerwowo, jednakowoż ze względu na oświetlenie, nie zobaczył wyraźnie niczego po za klaczą, która zadała mu pytanie.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Starweave w spokoju obserwowała jak jednorożec powoli dochodzi do siebie. Przez chwilę myślała, że będzie musiała się powtórzyć, jednak ogier w miarę szybko zdążył udowodnić iż dotarło do niego jej pytanie. Klacz z rogiem była usatysfakcjonowana reakcją jednoroga, podobnie jak jego odpowiedzią, właściwie pytaniem. Znacznie ja to uspokoiło i dodało pewności siebie. Właściwie to ona wolała być tą stroną, która będzie zadawać pytania, ale jak to by mogła rzec: „Na razie żaden ogon się nie palił.” Najważniejsze, że jednoróg zachował się w miarę spokojnie i nie próbował się dostać do jej szpiku kostnego.

Star nie kazała mu długo czekać na odpowiedź. – W tymczasowym, prowizorycznym obozie. Na jednym z wozów karawany, którą atakowałeś wspólnie ze swoją bandą kilka godzin temu. Wśród grupki ocalałych, którym udało się was odeprzeć. Istnieje wiele odpowiedzi. - Przemówiła spokojnym, a także nieco cieplejszym głosem. Przechyliła lekko głowę, po czym kontynuowała po chwili. – Jednak przede wszystkim jesteś teraz przy mnie. Klaczy którą próbowałeś zabić, a która cię oszczędziła i dzięki której ostatecznie cię odratowano. – Skończyła, spokojnie wpatrując się w jego oczy. Miała nadzieję zobaczyć w nich wdzięczność, a przede wszystkim zaufanie, które będzie bezcenne przy nadchodzącym przesłuchaniu.

Powoli w głowie klaczy układał się cały plan konwersacji. Dobrze wiedziała jakie pytania chce i należy mu zadać. Jednak jej uwadze nie umknął fakt iż kucyk był mocno osłabiony, i dlatego nie chciała zbytnio go naciskać. Prostując głowę, usiadła ona na swoim zadzie, dokładnie bacząc na zachowanie i reakcję śmierdziucha. Iron na pewno nie kisiła by się razem z nim w tym samym wozie, tylko wywlekła na powierzchnię i do tego jeszcze skatowała, dosłownie wyciskając z niego każdą informację. Ale to była Starweave, i dlatego wszystkie trzy kucyki zmuszone były wąchać smroda.
Kucyk słuchał odpowiedzi klaczy z uwagą. Już po pierwszych słowach położył uszy po sobie i ruszył lekko głową w geście, który nie miał konkretnego znaczenia. Przynajmniej dla nikogo poza wykonującym rzekomy gest.
Ogier spojrzał w ziemię, a raczej, w tym przypadku, podłogę wozu. Podniósł wzrok po chwili, podczas której był zajęty porządkowaniem myśli.

Starweave miała nadzieję ujrzeć w oczach wdzięczność i zaufanie. Jeżeli te emocje tam były, były one zagubione wśród emocji dominujących, którymi aż biło od jeńca.
Emocjami tymi były smutek i poczucie winy, a i przerażenia nie było w tej mieszance mało.
- Ja... ja przepraszam. - pierwsze "ja" było powiedziane takim głosem, jak wszystkie wcześniejsze jego kwestie, jednakowoż reszta słów była wypowiedziana tak cicho, że tylko Starweave miała możliwość je usłyszeć. Jednorożec spojrzał klaczy w oczy i dodał szybko - I dziękuję.

Kucyk w tym momencie najwyraźniej poddał się jakiemuś impulsowi myślowemu i spojrzał na swoje własne ciało. Gdy nie ujrzał na nim żadnych większych śladów wcześniej odniesionych ran, a tylko niewielkie blizny, na jego pyszczku zarysował się wyraz zaskoczenia. Przyglądał się dokładnie własnemu bokowi, jakby oczekiwał, że zaraz coś z niego wyskoczy i powie mu, że zaprzedał duszę chaosowi w zamian za uleczenie ran.

Po krótkiej chwili zwrócił wzrok z powrotem na Starweave. Wciąż widać było, że był przerażony, ale teraz był także zdezorientowany. No bo czemu mieliby go leczyć tak dokładnie, skoro i tak go zabiją? Co innego mieliby zrobić z kucykiem złapanym na atakowaniu ich karawany?
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Mina Xandera w momencie gdy zobaczył jabłka była bezcenna. Tak wielkich oczu Blue już dawno nie widziała, wyglądał to jak by gałki oczne próbowały mu z głowy wyskoczyć. Był to przerażająco słodki widok, było to tak słodkie że aż Blue zaczęła się zastanawiać czy w medykamentach które zapierdoliła z Sharpem z wozu była jakaś insulina. Na dobrą sprawę gdyby odparowała w tym momencie swoją krew, tym co by zostało mogła by słodzić herbatę przez najbliższe 2 lata.

Obserwowała ona jak bierze on od niej ostrożnie obydwa owoce jak by od nich zależało jego życie, chowając ostrożnie jeden do torby już miał wgryźć się w drugi gdy nagle się powstrzymał.. Wyciągając nóż z rękawa, przeciął je na pół i podał jej jedną część po czym się wgryzł w swoja połówkę. Blue obserwowała zebrę z uśmiechem na twarzy. Dawno nie widziała ona nikogo tak szczęśliwego jak Xander w tym momencie. Biorąc gryz swojej części owocu Blue zamknęła oczy delektując się smakiem i wsłuchując się w odgłosy jabłka wpierdalanego przez zebrę. Musiała przyznać, że taka poprawa komuś humoru była naprawdę przyjemna, może nawet będzie to robić częściej. Po chwili odgłosy ustały, zaciekawiona tym Blue otworzyła oczy i popatrzyła na towarzysza który siedział zapatrzony w horyzonty.

Po chwili zaczął opowiadać swoją historie. Była ona przepełniona cierpieniem i alienacją, podobne doświadczenia na pustkowiach mogły mieć chyba tylko i wyłącznie pegazy, które były na tyle mądre żeby nie zapuszczać się pod chmury. Opowieść o uprzedzeniach i wyobcowani. Opowieść o utraconym przyjacielu, o przysiędze zemsty. Po skończeniu opowieści zebra na chwile zamknęła oczy i się zamyśliła żeby po chwili znowu przemówić.

-Wiesz co Blue. Miałaś rację to potrafi przynieść dużą ulgę.

- Trzymanie takich rzeczy zamkniętych w sobie nigdy nie jest dobre, trzeba raz na jakiś czas się tego pozbyć z organizmu. Ale też trzeba pamiętać o tym żeby uważać komu to się mówi, gdyż takie rzeczy mogą być bardzo łatwo wykorzystanie przeciwko tobie. Dużo zaryzykowałam opowiadając ci swoją historię bez upewnienia się czy mogę ci zaufać, ale jestem zadowolona że to zrobiłam.

- Pozwolisz że zrobię z tobą kilka kółek wokół obozu zanim wrócę od obozu, do panny White, mam wrażenie że zrobi ona zaraz coś głupiego a ja bym chciał tego uniknąć. Z nowymi kucami na pustkowiach zawsze trzeba uważać. A co do większej ilości pytań to na razie więcej nie mam ale jak coś mi wpadnie do głowy to nie zawaham się zapytać.
[Obrazek: signature.php]
Według jednoróżki reakcja była... dziwna. W pewnym sensie była taka jaka być powinna, reakcja kucyka który przeskrobał coś dużego. Z drugiej strony kapsla, Star zastanawiała się dlaczego kucyk który przystaje na takie życie, potem tak strasznie tego żałuje? To nie miało większego sensu. ”Ten jednoróg musiał mieć naprawdę dobry powód, że uciekł się do bratania z tymi popaprańcami” Klacz zanim coś powiedziała, jeszcze przez jakiś czas rozmyślała nad, najwyraźniej byłym bandytom. Zastanawiał się jakim cudem udało mu się dołączyć do tamtej jakże wesołej, a teraz także śmiertelnie poważnej gromadki. Zastawiała się także jaką pozycje zajmował ów ogier wśród tych szaleńców. ”Z całą pewnością był najsłabszym ogniwem... albo nawet zabawką seksualną...” Star lekko wzdrygała się na te przykrą wizję, a przede wszystkim to jakże bardzo mogła ona być prawdopodobna.

- Przepraszam? – Zapytała oskarżająco. Następne słowa miały już standardowy dla Starweave ton, z niewielką domieszką troski. – Przepraszam, nie jest tu odpowiednim słowem. – Star kucnęła zaglądając ogierowi jeszcze głębiej w oczy. Jej róg wciąż świecił słabym światłem, które dobrze oświetlało jej pyszczek. – To nie jest rozlana butelka soku marchewkowego, za którą można przeprosić. Ja... nie wiem czy to jest coś za co w ogóle da się przeprosić. – Powiedziała lekko kręcąc głową z dezaprobatą.

Star zwróciła uwagę, że jednoróg przyglądał się wcześniej swoim ranom, a właściwie miejscom gdzie powinny one być. Czuła, że należało by wspomnieć iż kucyk powinien być wdzięczny pewnemu bardzo dobremu na sercu jak i w fachu jednorożcowi. Jednak wolała, żeby pozostałe obecne tu kucyki na razie pozostały poza tą rozmową, i z tego tytułu, będzie musiało to poczekać.

- No ale jako, że jesteśmy kiepskimi strzelcami i oboje żyjemy, możesz opowiedzieć mi bajkę jak to się wszystko zaczęło. – Powiedziała Star już nieco bardziej pogodnym tonem. – Jestem bardzo ciekawa jak to się stało, że byłeś wśród tamtych atakujących nas kucyków.- Powiedziała Star, odsuwając się trochę od jednoroga i przechodząc do pozycji leżącej. Była bardziej niż pewna, że ten kucyk nie stanowi już na te chwile żadnego zagrożenia.
Zwiad nie wykazywał niczego nadzwyczajnego. Same nic nie znaczące obiekty które jednak przykuwały wzrok i wzmagały czujność. Utwór urwała gdzieś przy "Then take me disappearin' through the smoke rings of my mind."
I prawie wyglebała na ziemię co zaskutkowałoby wysypaniem ekwipunku. Iron pozbierała się i z wściekłością kopnęła "kamień" który nie był kamieniem. Zostawiła by go pewnie gdyby nie chamska chęć sprawdzenia co jest pod spodem.

Iron stwierdziła że jeśli właz po uderzeniu z sporą energią kinetyczną nie wybuchł to i zapewne po podniesieniu go też tego nie zrobi. Odłożyła karabin i otwarła właz. Uczyniła to z możliwie największymi środkami ostrożności czując się przy tym jak mała klaczka piłująca granat piłką do metalu. Wyobraziła to sobie i zaśmiała się po czym otworzyła właz, zobaczyła pod nim... (Asdam Sunrise)
[Obrazek: cgnimLq.png]
Jednorożec ponownie poruszył się niespokojnie, jakby próbując uciec, gdy Starweave rozpoczęła swój krótki, ale dość agresywny w jego mniemaniu, monolog. Wiedział doskonale, że niczego innego nie mógł się spodziewać.
Oczywiście jego "próby ucieczki" nie na wiele się zdały, gdyż był niezwykle osłabiony. Przez jego głowę przemknęło tylko pytanie, czym ci "karawaniarze" go naćpali?

Udało mu się odsunąć o kilka centymetrów, gdy przestraszył się kładącej się kawałek dalej klaczy. Ktoś patrzący z boku uznałby, że jeniec jest po prostu mięczakiem nie potrafiącym się wziąć w garść. Prawda była taka, że większość kucyków na jego miejscu by nie wyglądała na odważnych. No bo kto chciał ginąć w tak młodym wieku?

Dotąd patrzył w przestrzeń. Zarejestrował, dzięki ruchowi Starweave, że w celi... wozie... gdziekolwiek by nie był, są najwyraźniej jeszcze 2 kucyki. Po jego grzbiecie przeszedł dreszcz, gdy dojrzał jakąś ogromną broń umieszczoną u boku jednego z nich, na siodle bojowym. Jak przez mgłę przypominał sobie potężny huk podczas bitwy, który mógł należeć tylko do takiego potwora.

Gdy klacz, która najwyraźniej była tu wyznaczona do mówienia, zaczęła robić właśnie to, kucyk zwrócił wzrok ponownie na nią, zmuszając jakoś swój umysł do porzucenia panikowania i myślenia w miarę jasno.
Nie wychodziło to dobrze.
- Co bym powiedział, nie uwierzycie... - powiedział cicho - poza tym i tak mnie zabijecie, co za różnica? - dodał, jakimś cudem mówiąc wszystko co miał zamiar powiedzieć, mimo tego, że głos załamał mu się po pierwszych kilku słowach i całość jakoś z siebie wydusił podczas, gdy z jego oczu płynęły łzy. Nie zawodził z bólu, ani nie były to łzy smutku. To były łzy rozpaczy, ostatni akt oporu wobec świadomości nieuniknionej śmierci. Aż tym biło od kucyka, który nie był już "na granicy załamania", tylko po prostu załamywał się przed kucykami, które go pojmały w bitwie.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
Xander w milczeniu wysłuchał odpowiedzi Blue i odpowiedział skinieniem głowy. Lecz chwile potem klacz ciągnęła dalej. - Pozwolisz że zrobię z tobą kilka kółek wokół obozu zanim wrócę od obozu, do panny White, mam wrażenie że zrobi ona zaraz coś głupiego a ja bym chciał tego uniknąć. Z nowymi kucami na pustkowiach zawsze trzeba uważać. A co do większej ilości pytań to na razie więcej nie mam ale jak coś mi wpadnie do głowy to nie zawaham się zapytać. - Gdy skończyła, ogier powoli się podniósł i otrzepał poły swojego płaszcz z drobin piasku i kurzu. Następnie go poprawił by ten znów całkowicie zakrywał jego ciało. Zanim ruszył zwrócił głowę w kierunku niebieskiej klacz. - Jeśli naprawdę chcesz to możemy chwile razem patrolować. Tyko miałbym do ciebie jedną prośbę. Tylko ty i Sharp wiecie kim naprawdę jestem i narazie wole by tak zostało. Więc gdy będziemy rozmawiać przy innych to nazywaj mnie Rusty. Dobrze?

Młodzik powoli zaczął iść przy wozach kontynuując swoje wcześniej przerwane zajęcie. lecz po kilku metrach wpadła mu do głowy pewna myśl. Lub raczej jego uwagę zwrócił urywek ostatniej wypowiedzi niebieskiej klacz. - Wspominałaś coś że White... To ta z białą grzywą która przyszła razem z tą klacz od działka obrotowego, tak? Że jest na pustkowiach od niedawna. Raczej niewyglądana kogoś kto urodził się wczoraj, bądź i nawet miesiąc temu. Możesz powiedzieć coś więcej odnośnie tego? - Mówiąc to ogier cały czas nieprzerwanie maszerował obserwując otoczenie, zerkając tylko co jakiś czas na swoją towarzyszkę.




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 12 gości