Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 1
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pustkowia Equestrii
Młody ogier czekał zaledwie chwilę na odpowiedź, lecz nie padła ona od jasnobrązowego ogiera, tylko od niebieskiej klaczy w swetrze. Która stanęła obok niego.

- Może zaraz, wiesz jak to jest na pustkowiach. Nie chce żebyś mi pobrudził sweter... Tak, szczypta sarkazmu i nieco drwiny z rozmówcy. Może w końcu trafiłem na jakieś inteligentniejsze kucyki. Xander potraktował to jako małe wyzwanie. - O tak, śrut potrafi nabałaganić, a krew na sweterku... passe i ciężka do usunięcia.- Powiedział swą kwestię z lekkim, wyczuwalnym w głosie uśmiechem.

- Dobrze, ale żarty na bok. Więc matryca zaklęć tak? - Gdybym chociaż miał jakiekolwiek pojęcie o co może jej chodzić. Nie interesowałem się nigdy co tak naprawdę zbieram. Jeśli coś wyglądało na cenne , to lądowało w moich jukach.

Ogier po chwili namysłu powoli odpiął kopytem jeden z juków znajdujących się pod płaszczem. Następnie wysuną go ostrożnie przed siebie, tak by nie było widać jego sierści i kopyt.

- Sęk w tym, że dosyć dawno sprawdzałem co tak naprawdę nosze. Daje ci wolne kopyto, może znajdziesz coś co cię interesuje, lub też nie. - Powiedziawszy to, Xander cofną się nieznacznie, by zrobić miejsce dla niebieskiej klacz, następnie zwrócił się do ogiera. - Sądzę natomiast że rzeczy których ja bym potrzebował są bardziej pospolite, no może z wyjątkiem jednej.
Rain rzuciła się na ghula. Jak łatwo było się domyślić, atakowanie gołymi kopytami przeciwnika uzbrojonego w naładowaną broń, choćby był to tylko zwykły pistolet, do tego w nie najlepszym stanie... nie opłacają się. Pocisk mógł trafić ją między oczy, powodując śmierć na miejscu. Mógł trafić w klatkę piersiową, powodując ciężkie obrażenia i prawdopodobnie śmierć. To, że trafił ją prosto w kolano prawej przedniej nogi dowodziło, że nieumarły kucyk był albo świetnym strzelcem, albo okropnym strzelcem z dużą ilością szczęścia.

Klacz upadła, a jej impet wyczerpał się gdy sunęła po żwirze, piachu i nieco większych kamykach. Nie trzeba chyba wspominać, że nie było to miłe doświadczenie. Aczkolwiek można też powiedzieć, że miała być wdzięczna: doświadczenie to nie było, mimo wszystko, śmiertelne.

- Zła decyzja - podsumował ghul. Rain poczuła się niezwykle dziwnie, gdy doświadczyła nietypowego zjawiska, czyli bycia unoszoną przez telekinezę jednorożca. Jednorożec ten mruknął dość głośno z wysiłku magicznego: podnoszenie innego kucyka nie było najłatwiejszym zadaniem.

Przeniósł ją w miarę szybko i położył na ziemi w prowizorycznym obozie jednoosobowym, rozłożonym za podniszczoną ścianą. Był on ułożony tak, by nie być widocznym z drogi. Ghul wyciągnął skądś jakąś szmatę, którą zawiązał kolano Rain, po czym zaczął robić użytek z liny, którą wciąż miał przy sobie. W pewnym momencie przed klaczą pojawiło się coś, co wyglądało na zwykłe, policyjne kajdanki... ozdobione złomem zebranym tu i tam.



White Staple podróżowała po tej części Pustkowi od kilku dni. Mimo opowiadań o opuszczonym schronie wojennym w czymś, co kiedyś było laskiem, nie wyglądało na to, by taki właśnie schron gdzieś tu był.
Nie narzekała w tej chwili, w przeciwieństwie do wielu innych, na brak zapasów, jednakowoż każdy czułby się sfrustrowany po poszukiwaniach czegoś, co najwyraźniej nie istniało.

W pewnym momencie na jej EFSie pojawiły się dwa niebieskie paski. Kierunek wskazywał, że postacie prawdopodobnie znajdują się za dość stromym wzgórzem, które równie dobrze można było nazwać sporą skałą.
Oczywiście zakładając, że są one na tym samym poziomie wysokości: główną wadą EFSa był brak wskaźnika dotyczącego wysokości śledzonego obiektu. Posiadacz PipBucka nie miał pojęcia, czy wróg jest pod nim, czy nad nim. Mimo tego, zaklęcie to było potężną pomocą.

Kierowana swoją wrodzoną ciekawością, klacz otoczyła wzgórze, stwierdzając, że wspinanie się na nie byłoby za dużym wysiłkiem i wymagałoby za dużo czasu.
Jej oczom ukazał się dość jednoznaczny widok. Widziała obozowisko ukryte między ścianą a dziwnym wzgórzem. W obozowisku, ghul z chorym uśmiechem zboczeńca był w trakcie dokładnego wiązania skutej w kajdanki klaczy kucyka ziemnego. Klacz miała kolano obwiązane brudną szmatą, która powoli bardziej czerwieniała. Wyglądała na przerażoną. Broń ghula leżała nieopodal niego, na czymś co pewnie kiedyś było śpiworem. Możliwe, że ponad 200-letniemu kucykowi służyło właśnie za to.



Sfrustrowana Starweave wrzuciła irytującą szkatułkę w ognisko. Nikt nie zwrócił na to większej uwagi. A nie była to dobra decyzja. Skrzyneczka zamigotała charakterystycznymi kolorowymi plamami naruszanego zaklęcia ochronnego. Nie było ono jednak zbyt silne, gdyż po krótkiej chwili kolorowe plamy zniknęły, a drewno zajęło się ogniem. Jako iż mechanicznie szkatułka nie była za mocna, szybko żywioł przeżarł się przez fizyczną osłonę. Gdy zawiodły wplecione w strukturę zaklęcia, po karawanie rozległ się głośny huk. Pechowym trafem zagłuszył on odgłos nieodległego wystrzału.

Szkatułka gwałtownie przerodziła się w grupę gorących, a czasem nawet płonących, odłamków. Na szczęście nie podróżowały one ze zbyt dużą prędkością, tak więc nie groziły nikomu... oprócz kucyka leżącego najbliżej ogniska, czyli Starweave właśnie. Gdyby nie nosiła ubrania, prawdopodobnie doświadczyłaby wielu niegroźnych, acz nieprzyjemnych poparzeń. Skoro jednak ubranie na sobie miała, nie stało jej się wiele, oprócz jednego czy dwóch dymiących kawałków drewna w grzywie, które jednakowoż nie uczyniły jej żadnej szkody.

Kompletnie inaczej sprawa się miała z zawartością skrzynki. Coś, raczej niewielkich gabarytów, wystrzeliło ze stosunkowo dużą prędkością z ogniska. Niefortunnie, na drodze dziwnego pocisku była Iron. Kryształowa kula, której przeznaczenie było oczywiste dla każdego, kto wiedział co to zapisywanie wspomnień, uderzyła ją w bok. Mocno, jednakowoż nie na tyle by coś złamać.
Jeżeli cokolwiek znajdowało się w szkatułce oprócz kuli, zniknęło wraz z eksplozją.



Sharp spojrzał krzywo na przybysza, jednakże opuścił broń. Schował ją do kabury, jednakowoż nie zapiął tejże. Nie był idiotą.
- A czy możemy przejść do momentu, w którym widzimy swoje twarze? - zapytał, dość ostro, jednak nie wrogo. Zanim zdążył doczekać się odpowiedzi, Blue wtrąciła się do rozmowy. I dobrze. Niech sobie z nim negocjuje - stwierdził w myślach. Nie miał najmniejszej ochoty na dyplomatyczny handel w tej chwili. Był głodny. Chciał położyć się koło ogniska, podgrzać tę cholerną fasolkę z puszki, a potem, ewentualnie, zająć się czymś pożyteczniejszym.

Sharp miał już wrócić do ogniska, gdy tajemniczy ogier odezwał się do niego.
- Sądzę natomiast że rzeczy których ja bym potrzebował są bardziej pospolite, no może z wyjątkiem jednej. - medyk spojrzał na przybysza pytającym wzrokiem.
- A co by to było? - zapytał się, na tyle uprzejmie na ile musiał, żeby nie zabrzmiało to jak "Wylot stąd, albo dostaniesz tylko trochę ołowiu. Gratis".

Ponownie, nie doczekał się odpowiedzi. Tym razem przerwał mu głośny huk ze strony ogniska. Odwrócił się odruchowo w stronę wybuchu, wyciągając, również odruchowo, broń z kabury. Gdy okazało się, że wybuchło coś w samym ognisku, nie raniąc za bardzo nikogo, schował broń.
- Co wyście nawrzucały do tego ogniska? - rzucił z dezaprobatą. Swojej winy nawet nie rozważał. Co jak co, on tam rzucił tylko trochę drewna. Drewno nie wybucha, prawda?

Odwrócił się z powrotem w stronę ogiera, wciąż czekając na odpowiedź.



Blue zabrała się do przeszukiwania zdobyczy ogiera. Klacz polowała na matrycę zaklęć. Pośród złomu zebranego przez przybysza, który najwyraźniej był zwykłym scavengerem, jak mówił, były głównie elementy silników, kilka prętów metalowych w dobrym stanie oraz wręcz przemysłowe ilości gwoździ, a nawet jeden odkurzacz. Matrycy tu widać nie było, tak więc jednorożec szukał dalej.

Jej poszukiwania nie trwały długo. Boginie wynagrodziły starania Blue miniaturowym terminalem. Miał może jedną czwartą wielkości zwykłego. Nie było żadnej gwarancji, że ustrojstwo działa: w końcu nawet matryce zaklęć mogły się zepsuć, mimo legendarnej wręcz wytrzymałości terminali. A samo rozkręcenie go też nie należałoby do łatwych, wyglądał on bowiem na zmontowany z jednej bryły metalu. Nie było widać ani jednej śrubki. Mimo wszystko, terminal niemalże na pewno zawierał jakąś matrycę zaklęć.

Blue ledwo zdążyła unieść terminal w swojej telekinezie, gdy za jej ogonem rozległ się głośny huk. Mimo przebywania daleko od ogniska, kucyk miał sporego pecha. Jeden z większych kawałków drewna, do tego płonący, poleciał prosto w nią. Trafił w jej ogon, powodując zajęcie się ogniem suchych włosów.
Matematyka wcale nie jest trudna. Po prostu jesteś debilem.
White przypatrywała się ghulowi oraz klaczy niedługą chwilę. Trochę jej zajęło, aby dokładnie wywnioskować to, co aktualnie się działo. Po głowie chodziło jej kilka możliwych sytuacji.

Pierwsza była taka, iż ghul napadł tą klacz w niewiadomym dla niej celu. Mógł być to rabunek, lecz nie była do końca pewna, gdyż bardzo rzadko się spotykała z tego typu rzeczami. Właściwie to pierwszy raz widzi ghula, który robi cokolwiek, coś więcej, niż krzyczenie i jedzenie. Może ten ghul był jakiś normalny i rozumny? Nawet jeśli tak, to bez dlaczego miałby związywać tą klacz. Pustkowia dla White były nowością, gdyż była na nich... około tygodnia. Wszystko na co trafiła to tylko zalążek tego, co mogłoby się przytrafić.

Staple nie mogła zostawić tak klaczy tej klaczy na pewną śmierć. Fakt faktem doświadczyła już okrutności pustkowi, lecz nigdy jeszcze nie została pojmana... a do tego przez ghula. Tak samo ten dziwny uśmiech na jego twarzy, który pewnie nie sugerował nic dobrego. Również czynność, czyli wiązanie skutej klaczy, mówiło jednostronnie, iż nie jest ona tam z własnej woli, dlatego też White postanowiła działać. Chwyciła telekinezą za swój niedawno zdobyty karabin myśliwski, a następnie wycelowała w ghula. Po chwili miała już wystrzelić, lecz stwierdziła, iż warto podejść. Dlatego też powolnym i w miarę jak najcichszym krokiem postanowiła się podkraść do tego... rozumnego zombiego. Gdyby się jej to udało, to prawdopodobnie użyłaby SATS - z którego korzystała... chyba jeszcze ani razu, aby ustrzelić napastnika.
Blue przez chwile przyglądała się terminalowi wyciągniętemu z torby. Otworzenie go i wydobycie części trochę zajmie, ale w środku powinna znajdować się matryca z potrzebnymi jej częściami. Nawet jeśli jest uszkodzona, to przynajmniej jeden kryształ na zaklęcia powinien się nadawać do użytku. Co prawda czyszczenie go ze znajdujących się na nim zaklęć trochę zajmie a matryca jednak by się przydała jako zabezpieczenie w wypadku jakby coś źle poszło, ale jak się nie ma co się lubi...

Już miała przystąpić do negocjacji mając nadzieje na to że uda się jej naciągnąć nowego na jakąś śmieszną cenę, gdyż było widać, że kompletnie nie zna się na rzeczy, gdy do jej uszu dobiegł odgłos wybuchu, a chwilę potem swąd palonych włosów. Odwracając się Blue zobaczyła ogień płonący zaraz obok jej zada w miejscu gdzie powinien znajdować się jej ogon.

Długo nie myśląc otworzyła ona swoją torbę i wyciągnęła z niej manierkę której zawartość wylała na płonący ogon skutecznie go gasząc. Po szybkiej akcji gaśniczej Blue przez dłuższą chwile siedziała z otwartym pyskiem patrząc się na swój mokry i nadpalony ogon po czym jej głowa się odwróciła i jej wzrok spoczął na dwóch klaczach znajdujących się przy ognisku.

Wstając z miejsca i całkiem zapominając o swoich torbach i terminalu który miała zamiar kupić, podeszła ona do dwóch klacz przy okazji zerkając na ognisko. Podnosząc wzrok z powrotem na nie zadała jedno pytanie.

- Która to KURWA wrzuciła coś do tego ogniska?

<Przecinki dodam potem D:>
[Obrazek: signature.php]
Starweave siedziała sobie spokojnie przed ogniskiem, ponownie zaczął wpatrywać się w istotę swojego błędu. Zdawała sobie sprawę, że bywa po prostu zbyt porywcza. Jej chora dociekliwość i uparcie po raz kolejny przyniosły ze sobą tylko same szkody. Jeszcze bardziej przykrą sprawą było to, iż jednoróżka nie wiedział jeszcze jakie będą tego konsekwencję.

Jednak logicznym było, że najwyraźniej była to własność jednego z martwych członków drużyny. Gdyby ten jednak jeszcze żył, już dawno zabezpieczył by swoje mienie przed… takimi kucykami jak ona. Star dalej wpatrywała się w palącą się szkatułkę. ”…” pomyślała, po czym odwróciła się w stronę kucyków obsługujących nowego gościa.

Starweave zdołała lepiej rozeznać się w sytuacji. Nowo przybyły był całkowicie zamaskowany, i dla klaczy nie było w tym nic dziwnego. Był to po prostu ghul który najpewniej wstydził się swojego wyglądu, albo po prostu nie chciał straszyć nim innych kucyków. Najpewniej powodem takiego ubioru było to drugie, biorąc pod uwagę, iż na pewno drastycznie zwiększało to jego szanse na udany handel.

Tak czy siak, ów nieznajomy nie marnował czasu. Star mogła zauważyć, że już w tej chwili przeszedł on do prezentowania swoich „towarów.” Jednoróżka poczuła jeszcze większą pokusę aby uczestniczyć w negocjacjach, gdy nagle… nie wiadomo w jaki sposób Starweave podskoczyła na swoim zadzie. Była w tak gigantycznym szoku, że nie wiedziała co się wokół niej dzieje. Jej uszy były wypełnione jednym, charakterystycznym dźwiękiem, towarzyszącym podczas ogłuszenia. Donośna eksplozja wprawiła ją w taką konsternacje, że niemal całkowicie straciła kontakt z otaczającym ją światem.

Nie interesowała ją wściekła wydzierająca się gdzieś w tle Blue Gear. Klacz wstała na równe kopyta nieznacznie się zataczając. Zaczęła się panicznie rozglądać po otoczeniu, w poszukiwaniu odpowiedzi na to co się właśnie stało.
Na Iron nie zrobił żadnego wrażenia wybuch Starweave.
Miała okazję oglądać niejeden taki wybuch na co reagowała zawsze lodowatym spojrzeniem skuwającym kry i powodującym zamarzanie rzek.
Takim samym studzącym spojrzeniem popatrzyła na Starweave i spokojnie pozbierała swoje rzeczy a potem obserwowała cuda dziejące się z szkatułką, nie miała za złe wybuchu Star, było to uzasadnione.

No bo w końcu ile spinek można złamać na głupiej drewnianej szkatułce?
Szczerze ciekawiło ją co znajdowało się w szkatułce po chwili coś eksplodowało, i posypały się gorące odłamki.
Odruchowo odskoczyła od ognia nie zdążyła się odwrócić bo poczuła cholernie duży ból w boku.
Na ziemi leżało coś w stylu kawałka regularnie okrągłego meteorytu który prawdopodobnie przyleciał z dołu a nie z góry.

Tama którą skutecznie budowała mała klacz w jej głowie przełamała się powodując zatopienie osady pod nią.
Doskoczyła do Star i gwałtownie ją podniosła przy okazji odsuwając ją od ognia w trosce o jej żywot i urodę które mógły być zagrożone przez "nowy typ granatu odłamkowego".
- Chcesz nas kurwa pozabijać!? to mnie mogło jebnąć w łeb! - Wskazała kulę po czym opanowała się. - Jesteś cała? - Po tych słowach poczuła na nowo ból w boku co rzuciło na jej pyszczek nikły grymas bólu.
[Obrazek: cgnimLq.png]
Ogier bacznie obserwował jak błękitna klacz przeszukiwała jego torbę ze znaleziskami. Może powinienem był wywalić część tego złomu, który tam nosiłem. Pomyślał sobie słysząc metaliczne pobrzękiwanie. Lecz po chwili jego uwagę przykuło niewielkie urządzenie, które wyciągnęła klacz. Odruchowo poklepał się po kieszeniach na piersi. Odetchną z ulgą gdy pod kopytem poczuł prostokątny przedmiot i oplatające go przewody. Uf, Na szczęście mój odtwarzacz jest na miejscu, fakt że nigdy go nie wyjmuję z kieszeni, ale zawsze warto się upewnić.

Może i moje doświadczenie w handlu jest niewielkie, ale widziałem już takie spojrzenia. Ta elektroniczna zabaweczka musi być coś warta, ona już próbuje to rozebrać wzrokiem. To może mi dać szanse na lepszy utarg. Xander kalkulował sobie ile może być wart mini terminal, gdy do jego uszu dotarło kolejne pytanie jasnobrązowego ogiera.

- A co by to było? - Myśli ogiera szybko wróciły do pamiętnej walki z rekrutem Steel Ranger'ów. Pieprzone ścierwa, odpłacę im kiedyś i to z nawiązką z to co zrobili Shadow. Już miał powiedzieć czego szuka lecz dobiegł go odgłos wybuch. ogier gwałtownie odskoczył go tyłu i przyjął pozycje bojową. Jedynie lekkie szarpnięcie cyngla dzieliło go od rozpętania gradu ołowianych pocisków.

Kurwa... Tylko to jedno słowo przewinęło się przez myśl ogiera. Gdyby nie fakt iż ogon niebieskiej klacz staną w płomieniach, miał by na sumieniu dwa kolejne istnienia. Groteskowy widok gaszącej się klacz wybił go z rytmu. Rozejrzał się by dokładniej sprawdzić co się stało. Najwidoczniej jakiś idiota wrzucił coś do ogniska. Kurwa, mogłem pozabijać te kucyi.

Xander wyprostował się i wrócił na swoją poprzednią pozycje i do odpowiedzi którą szykował dla ogiera. - To będzie kawałek rzadkiego uzbrojenia. Pewien specyficzny rodzaj pocisków. Jednolity pocisk z pełnym miedzianym płaszczem, stalowym rdzeniem i ładunkiem zapalającym, kalibru 12g. Albo powiem prościej, Ppanc. do strzelby. -

Te ślicznotki są bardzo rzadkie ale warte każdej ceny. Każdy jeden pocisk, może oznaczać jednego martwego SR'a, a pięć moich maleństw to dopiero pół magazynka. Potrzebuje ich przynajmniej drugie tyle. - To jak? Chyba przykuwa uwagę wystarczająco?
Blue przyglądała się dwóm klaczom przy ognisku. Jedna zdecydowanie była ogłuszona a druga zdenerwowana za próbę zabójstwa ze strony pierwszej. Przynajmniej odpowiedź na pierwsze pytanie już miała. Blue popatrzyła się na Starweave zastanawiając się co z nią zrobić, a że była "trochę" zdenerwowana jej wzrok padł na rewolwer leżący niedaleko przy jej torbach.

Nie no, jak ją teraz zastrzelę to sobie narobię problemów. Choć warto by było. - pomyślała Blue po czym odwróciła się do drugiej klaczy stojącej przy ognisku która zdecydowanie była zdenerwowana zachowaniem Star. Na widok gigantycznego celownika od zaklęcia śledzącego zawieszonego na gębie Iron poprawił się jej trochę humor.

Na Celesite, jak bardzo chciała bym móc odstrzelić łeb za pomocą myśli. To by było piękne.

- Iron. - powiedziała Blue zwracając się do klaczy - Czy mogła byś przypilnować tą idiotkę żeby nas wszystkich nie pozabijała i trzymać ją z dala ode mnie gdy ja pójdę trochę ochłonąć i spróbuje jej nie zabić w dość krwawy sposób? - zapytała się po czy skierowała się z powrotem do Sharpa i nowego.

Dochodzą do swoich rzeczy, założyła z powrotem torby na plecy, po czym podniosła swoją broń z ziemi jeszcze raz zerkając na klacze przy ognisku odruchowo lewitując ją przed siebie celując prosto w głowę Star. Obserwując ją przez kilka sekund przez muszkę w końcu opuściła broń i schowała ją do torby. Podnosząc terminal wyjęty z torby nowego przed siebie podeszła do niego i patrząc na niego zapytała się.

- Ile za ten złom?
[Obrazek: signature.php]
Była świadoma nikłości swoich szans. Co więcej nawet nie wierzyła, że sprawa potoczy się dobrze. Poczuła ból w kolanie, który po upadku został doprawiony przez żwir wdzierający się w ranę i zmieniający tę część ciała w piekło. Ajjaajj... Kurwa... pomyślała, rozpłaszczona na ziemi przed ogierem starszym od pustkowii.

- Zła decyzja - powiedział. Pierdolisz. W pewnym momencie ciemnoniebieska klacz poczuła dziwne uczucie... tak jakby lekkości... i zauważyła, że podniosła się nieco. Telekineza? Widać ghul całkiem nieźle sobie radził z tego typu czarami. Z tego co kojarzyła i słyszała przez całe życie, telekineza sama w sobie trudna nie jest, trudniej jednak utrzymać w niej kucyka i w dodatku go przenieść. Gdyby dodać jeszcze wiek... choć w sumie Rain nie wiedziała, czy ma on wpływ na moc jednorożców... to niezły był z niego czarownik.

Bezbronna klacz po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuła prawdziwy strach. Do tej pory jakoś udawało jej się wymknąć z takich sytuacji, a teraz niezbyt. Co więcej to nie był zwykły kuc, tylko ghul. Klacz wolała nie myśleć, jak ogier ma zamiar się z nią obejść.
Nie było chyba żadnych szans, że umknie lubieżności starego capa. Chciała mu coś powiedzieć, przestraszyć, wybłagać... ale co? Kogoś takiego nie przestraszysz, nie omamisz. Błaganie to to, czego on właśnie chciał, co więcej nie zgadzało się to z jej charakterem. Zwyczajnie nie wiedziała, jak to rozwiązać. Jedyną jej szansą było to, że któryś z towarzyszy bądź towarzyszek za nią podążał. Wątpliwa kwestia.

Klacz po chwili poczuła, jak ogier kładzie ją na ziemi. Rana krwawiła dość mocno, na co jednorożec zaradził jakimś kawałkiem starej szmaty. Pewnie i tak wyjdzie na to, że się wykrwawię po całej sprawie, że nawet nie zdołam wrócić do... ja pierdolę, co to jest? Klacz zdziwiła się, patrząc na zardzewiały złom. Straciła resztki nadziei, gdy ją związał.

Niech mnie Celestia ma w opiece...
Pięć warunków dobrego tłumaczenia:
Pierwszy: Znajomość języka i umiejętne jej wykorzystanie
Drugi: Możliwość poświęcenia się tłumaczeniu w czasie wolnym
Trzeci: Niewyobrażalny zapas chęci oraz samozaparcia
Czwarty: Znajomość uniwersum
Piąty: Odczuwanie przyjemności z tego, co się robi.

Każdy z tych warunków można porównać do części w mechanizmie zegarka: Brak jednej z nich powoduje zatrzymanie się całości.


Opad: Konioziemia - Projekt Horyzonty!
Ciało klaczy poczyniło już jakieś kroki, ale pierwsza rzeczą która zobaczyła sama Starweave, a właściwie jej świadomość, była popielata klacz kucyka ziemnego. Z jej miny na pyszczku można było wyczytać gniew zmieszany z bólem.

- Chcesz nas kurwa pozabijać!? to mnie mogło jebnąć w łeb! – Starweave powędrowała swoim wzrokiem zgodnie ze wskazaniami Iron, by zobaczyć kryształową kulę. Bardzo dobrze wiedziała, czym był ów przedmiot, ale ze względu na zaistniałą sytuację, nie skojarzyła go sobie tym monecie.

- Czy mogła byś przypilnować tą idiotkę żeby nas wszystkich nie pozabijała i trzymać ją z dala ode mnie gdy ja pójdę trochę ochłonąć i spróbuje jej nie zabić w dość krwawy sposób? – Starweave rzuciła niebieskiej klaczy takie spojrzenie, jakby ta zatłukła samą Księżniczkę fortepianem. Położyła swoje uszy tak, jakby na każdym z nich był zawieszony z pięćdziesięcio kilowy kolczyk. Jeszcze bardziej groteskowym było to, że klacz straciła swój ogon. Zniknął on pod jej płaszczem, wraz z tym jak podkuliła go pod siebie.

Na widok mściwego spojrzenia niebieskiej kaczy i jej lewitowanej w nią broni, Star dosłownie wskoczyła za popielatą, przytulając się do jej boku. Kiedy Blue wróciła do swoich wcześniejszych zajęć i zagrożenie najwyraźniej minęło, mózg Starweave przystąpił wreszcie do ciężkiej pracy.

Pewnie zastanawiacie się, co działo się w umyśle ciemnogranatowej jednoróżki? No cóż, wyobraźmy sobie taki świat w której komunikacja elektroniczna nie istnieje. Jedynym możliwym sposobem wymiany informacji jest poczta. I któregoś dna, z jakiegoś powodu, wszyscy gnają na tę właśnie pocztę, by za wszelką cenę skontaktować się z bliskimi. Taką właśnie pocztę przypominał umysł Starweave.

Owszem Klacz czuła zapach spalenizny bijącej z kawałków drewna wplątanych w jej włosy. Jej ciało odbierało przyjemne ciepło dochodzące do Iron. Ale żadne z tych sygnałów nie dochodziły w tej chwili do mózgu. Został on dosłownie DDoS’owany przez natłok negatywnych emocji. Powoli, powoli zaczęła sklejać wszystko do kupy.

Iron już po chwili przyklejenia się klaczy, która to prawie wlazła pod jej podwozie, mogła usłyszeć charakterystyczne pociągnięcia nosem. Sama Star była by w stanie sobie poradzić z zaistniałą sytuacją. Wiedział co mogła by powiedzieć na swoją obronę, jakich argumentów użyć aby wybrnąć z tego wszystkiego.

Ale mimo wszystko nie było by to możliwe, jej psychika była za słaba, za słabo zahartowana przez pustkowia. Star walczyła ze sobą w celu zduszenia w sobie emocjonalnej burzy. Walczyła z całych sił, ale dla młodej klaczy to było zbyt wiele. Zbyt wile wrażeń jak na jeden dzień, przegrywała tą walkę. Starweave z całych sił zacisnęła swoją szczękę. Zamknęła oczy, a po jej policzkach spłynęły pojedyncze krople łez. Pociągnięcia nosem gwałtownie zwiększyły swą częstotliwość.

Starweave nie marzyła teraz o niczym innym, jak tylko odrobine czasu dla siebie; a także tym, aby w tej chwili nikt inny poza samą Iron, nie poświęcił jej najmniejszej uwagi. „Czas jest niczym wolno sącząca się na ranę mikstura lecznicza. ”




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 18 gości